|
literatura/Wstęp do bajek... Utrwaliło się przekonanie, że ogromna popularność w latach 60. i 70. rozmaitych wydawnictw politechnicznych promujących majsterkowanie, konstruowanie i modelarstwo (w większości przypadków oparte na zasadzie "coś z niczego") to wypadkowa biedy i permanentnych braków w zaopatrzeniu. A w praktyce: nie ma tego i owego w sklepie albo nie stać cię na miernik albo magnetofon? - ZRÓB to SAM... najlepiej z silnika od wycieraczek i szpulki od nici. Gdzie leży prawda?..
Potrzeba zawsze była mamuśką wynalazków, zarówno jeśli chodziło o przedmioty praktyczne jak i czysto rozrywkowe. W sytuacji gdy trudno było o rozmaite delikatesy, można było zrobić dwie rzeczy: ględzić, że nic nie ma albo - spróbować zrobić samemu. No to się robiło. I to jest w porządku. Tylko, że w cywilizowanym świecie, nawet gdy bogato jest a i w sklepach - niczego nie brakuje, skłonności politechniczne (u młodszych i starszych) rozwija się i pielęgnuje, steruje i ukierunkowuje, bo są one na wagę złota i postępu. Dziś - jak to napisałem w Prologu - mamy czasy co najmniej dziwne. I nie chodzi już o rozpierniczoną gospodarkę, upadłe fabryki i rozkradzione majątki... Dziś, w kraju mającym nie byle jakie tradycje w konstruowaniu i nowatorskiej myśli technicznej - nie wydaje się książek popularyzujących tematykę "zrób to sam" albo: "budujemy i eksperymentujemy", a resztki które się ostały w czasopismach (np. Młody Technik) są praktycznie niezauważalne. No bo po co to komu? Komputery załatwiają wszystko same i to sto razy szybciej a coraz nowocześniejsze gadżety elektroniczne - redukują skutecznie konieczność ruszenia wyobraźnią do przebierania paluszkami po klawiaturkach. Zamiast "Horyzontów" czy "Kalejdoskopu" techniki - mamy periodyki typu "Moja komórka". Jak już się za to trafi jakiś materiał w księgarni, to jest to zwykle polskojęzyczna edycja wydawnictwa zagranicznego. Bo tam... |
|
|
|
artykuły |
|
|
|
